Szanowna redakcjo.
W połowie grudnia 2021 r., stało się w końcu to, co wisiało chyba, jak miecz Damoklesa, nad każdym obecnie człowiekiem na ziemi. Uległem zakażeniu wirusem Sars-CoV-2. Pojawiły się okropne bóle głowy, dreszcze, osłabienie, duszący kaszel i obniżona do 35,7 st. temperatura ciała. Normalne funkcjonowanie przestało być możliwe. Pozostało leżenie w łóżku i leczenie domowymi sposobami, gdyż telefonu w mojej przychodni nikt przez dwa dni nie raczył odebrać. Po dwóch dniach poczułem się jeszcze gorzej i podejrzewając zakażenie wirusem Sars-CoV-2, natychmiast zaaplikowałem sobie trzymany w domu od roku na czarną godzinę - chlorowodorek amantadyny, którym dr Włodzimierz Bodnar z Przemyśla, wyleczył z Covid-19 tysiące ludzi. Nie mam zamiaru wdawać się w teorie nazywane na razie spiskowymi, dlaczego ten odważny pediatra i pulmonolog z przemyskiej przychodni „Optima” jest dyskredytowany a jego świadectwa szybkiego wyleczenia z Covid-19, kilkudziesięciotysięcznej rzeszy ludzi z całej Polski i zagranicy, marginalizowane i wyśmiewane.
W momencie kiedy zacząłem stosować amantadynę, podobne objawy do moich wystąpiły także u mojej żony. Nie czekając na dalszy, zapewne niekorzystny rozwój wypadków, ona także zaczęła przyjmować ten lek, zgodnie ze schematem leczenia, zamieszczonym na stronie przemyskiej przychodni „Optima”. Po dwóch dobach stosowania amantadyny poczuliśmy się z żoną znacznie lepiej. Wrócił apetyt, wróciły siły witalne, nie leżeliśmy już całymi dniami w łóżku i mieliśmy na tyle sił, żeby wybrać się samochodem do punktu Drive Thru szpitala w Kościerzynie. Skierowanie na test uzyskaliśmy przez stronę pacjent.gov.pl, gdyż dodzwonienie się do naszych przychodni ciągle było niemożliwe. Nie wychodząc nigdzie z samochodu poddaliśmy się testowi na „Detekcję RNA wirusa SARS-CoV-2”, który w obu przypadkach dał wynik pozytywny.
Następnego dnia, od rana zaczęliśmy wydzwaniać do swoich przychodni. Żonie udało się połączyć po trzech godzinach, mi po siedmiu. Teleporadę udało mi się umówić na następny dzień, żona miała więcej szczęścia, bo jeszcze tego samego dnia, zatelefonował do niej lekarz. To co stało się później, jest moim zdaniem wielkim skandalem. Apelowaliśmy do swoich lekarzy rodzinnych o przepisanie amantadyny, powołując się na dokonania dra Bodnara. W obu przypadkach trafiliśmy na mur obojętności i ignorancji. Moja lekarka rodzinna bardziej interesowała się obliczaniem terminu izolacji niż stanem mojego zdrowia, rugając mnie i czyniąc złośliwe uwagi za brak szczepień przeciwko Covid-19. Co ciekawe, na chorobę na którą według danych rządowych, umiera codziennie w Polsce ok. 500 - 700 osób, przepisała mi jedynie lek wykrztuśny ACC oraz lek hamujący odruch kaszlowy Thiocodin. Poza tym miałem się leczyć „domowymi sposobami”, witaminą C i herbatą z miodem. Jak w rzeczywistości się leczyłem, lekarka rodzinna dowie się od prokuratora, gdyż zamierzam złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przez nią przestępstwa. Żonie lekarz zaaplikował Nalgesin na dolegliwości mięśniowo-szkieletowe, Erdomed stosowany w przewlekłych chorobach górnych dróg oddechowych, Sambucol będący suplementem z czarnego bzu oraz syrop na kaszel. Na nasze wyraźne prośby o amantadynę, lekarze bez żadnych emocji odparli, że lek ten nie jest przewidziany do leczenia Covid-19.
Po kilku dniach przyjmowania amantadyny czuliśmy się na tyle dobrze, że wykonywaliśmy już wszystkie czynności jakie można wykonać w warunkach izolacji domowej, którą wyznaczono nam na 9 dni. Objawy choroby znikały jak „ręką odjął”, smak i węch powróciły po dwóch dniach, i pewni jesteśmy, że nie jest to zasługa ACC czy Sambucolu. Po tygodniu oboje zapomnieliśmy co to jest koronawirus a nie jesteśmy młodzieniaszkami, tylko ludźmi na emeryturze. Tymczasem w Polsce codziennie znika z mapy jedna, średniej wielkości wioska. Z powodu Covid-19.
Walka z medyczną machiną biurokratyczną
Tydzień po wyleczeniu się z Covid-19, postanowiłem z żoną sprawdzić stan swoich płuc. Pomny kilkugodzinnego wydzwaniania do przychodni lub umawiania się z lekarzem rodzinnym na nie wiadomo jaki termin, sami pojechaliśmy do szpitala w Kościerzynie, żeby bez skierowania odpłatnie zrobiono nam prześwietlenia klatki piersiowej. Tu jednak trafiliśmy na mur biurokratycznej tresury medycznej obywateli, których ta machina traktuje zapewne jak ludzi niespełna rozumu. Okazało się, że nie można sobie zrobić odpłatnie kontrolnego prześwietlenia klatki piersiowej, gdyż nawet wtedy potrzebne jest skierowanie od lekarza. Ta zbiurokratyzowana medyczna machina uważa obywateli za ignorantów, którzy zapewne w szale dbałości o swoje zdrowie, robią sobie co tydzień rtg klatki piersiowej i żeby ten szał ukrócić, wymaga przezornie skierowania od lekarza. Tak samo potraktowano nas w przychodni lekarskiej przy ul. Skłodowskiej w Kościerzynie. Tam poprosiłem o odpłatną wizytę u jakiegokolwiek lekarza, który na miejscu wypisałby to skierowanie, jednak oznajmiono mi, że jest to niemożliwe, gdyż żaden lekarz nas tego dnia nie przyjmie. Dopiero kilka dni temu, ponad miesiąc po zakażeniu się koronawirusem udało nam się to prześwietlenie zrobić. Pozytywna informacja jest taka, że nie ma śladu w płucach po koronawirusie zarówno u mnie jak i u żony. Twierdzę, że dzięki szybkiemu zastosowaniu amantadyny. Ale niech każdy sobie wierzy w co chce.
Adam (imię zmienione) - Kościerzyna
Napisz komentarz
Komentarze