Latał na szybowcach, skakał ze spadochronem, zdobył złotą odznakę turystyki kolarskiej, jest sternikiem jachtowym, a przede wszystkim najsłynniejszym polskim kajakarzem. Aleksander Doba ma 70 lat, ale ani myśli zwolnić tempo. W ciągłym biegu znalazł jednak chwilę na to, by wpaść do Kościerzyny i opowiedzieć o swoich transatlantyckich wyprawach kajakowych.
Aleksander Doba: Wszystkie moje wyprawy oceaniczne mają podobne założenie. To są wyprawy: samodzielne, samotne, bez pomocy z zewnątrz, kajakiem, między kontynentami.
W pierwszą podróż przez Atlantyk pan Aleksander wyruszył w październiku 2010 roku. Wystartował z Dakaru, by po 99 dobach dopłynąć do północno-wschodniej Brazylii. 5 października 2013 roku ocean ponownie wezwał polskiego podróżnika. Tym razem wyruszył z Lizbony i po 167 dobach dopłynął do Florydy. I wszystko wskazuje na to, że apetyt rzeczywiście rośnie w miarę jedzenia.
Aleksander Doba: Trzecią wyprawę zacząłem w zeszłym roku, 29 maja o godzinie 13:07 z kontynentu Ameryki Północnej. Z Nowego Jorku. [...] Niestety, w trzeciej obie po wypłynięciu na ocean miałem wypadek w nocy i musiałem wyprawę przerwać. I jestem teraz na przerwie. Mam zamiar od początku maja tego roku, czyli już za kilka miesięcy, kontynuować tę wyprawę z zamiarem przepłynięcia kontynentu Ameryki Północnej do Europy.”
Tak imponujących odległości nie udałoby się pokonać w standardowym kajaku. Potrzebna była wyjątkowa konstrukcja, wykonana na specjalne zamówienie. Tak powstał kajak "Olo". Ma 7 metrów długości i metr szerokości. Jest niezatapialny i nie może pływać do góry dnem. Właśnie w tym kajaku Aleksander Doba dwukrotnie przepłynął ocean i w tym roku zamierza zrobić to po raz trzeci.
A na swoim koncie 70-latek ma też inne wyczyny. W 1989 roku przepłynął kajakiem Polskę, jako pierwszy kajakarz przepłynął całą Wisłę, w 1999 samotnie opłynął morze Bałtyckie, a w 2009 jezioro Bajkał. W 2015 roku otrzymał z rąk prezydenta Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Pan Aleksander jest duszą towarzystwa, więc tym, co bardzo doskwiera mu podczas długich wypraw jest samotność.
Aleksander Doba: Miałem serdeczne pożegnania za każdym razem, ale wiedziałem, że bardzo miłe i fantastyczne są powitania. I dlatego starałem się spieszyć. Co prawda zajmowało mi to dużo czasu, bo pierwsza wyprawa ponad trzy miesiące, druga prawie sześć miesięcy, ale potem było wspaniale na brzegu.
Spotkanie w Kościerzynie trwało ponad półtorej godziny. Sala w Centrum Kultury Kaszubskiej Strzelnica była wypełniona po brzegi. Kto wie, może spotkanie z charyzmatycznym podróżnikiem zainspiruje kogoś do ruszenia w świat?
Aleksander Doba: I to to chodzi: róbmy coś ciekawego, dla własnej frajdy, a jeśli to będzie sprawiało frajdę innym, to jest obopólna satysfakcja. I tego wszystkim życzę w tym nowym roku. Aby był udany, pełen wrażeń i żebyśmy na końcu tego roku, witając następny, powiedzieli, że fajny był rok, tyle rzeczy zrobiliśmy i coś ciekawego zrobiliśmy. Że my mamy frajdę, satysfakcję i jeszcze innym opowiadamy.
Panu Aleksandrowi życzymy, by w 2017 na koncie swoich wyczynów zapisał bez przeszkód ukończoną Trzecią Wyprawę Transatlantycką! A później wrócił do nas, by o niej opowiedzieć.
Napisz komentarz
Komentarze