Spór zbiorowy w szpitalu trwa od 27 lutego. Związki zawodowe domagają się zmiany regulaminu wynagradzania, przywrócenia regulaminu premiowania i 300 złotych brutto podwyżki do podstawy wynagrodzenia każdego pracownika.
Andrzej Pufelski - Przewodniczący Związku Zawodowego "Solidarność": W tym szpitalu pracownicy zarabiają najmniej z wszystkich szpitali podległych urzędowi marszałkowskiemu. Z drugiej strony w tym szpitalu jest najmniej pracowników w przeliczeniu na ilość łóżek.
Początkowo związkowcy żądali 1500 zł podwyżki, w toku negocjacji ta kwota zmalała do 300. Dla zarządu to jednak wciąż zbyt wiele.
Wiktor Hajdenrajch – prezes szpitala: Należy pamiętać o tym, że przez włączanie do podstawy tych 300 złotych robi się 450. Do tego są nadgodziny, są dyżury, tak to należy liczyć. A to liczone przez liczbę osób, a szpitalu pracuje 840 osób. To jest około 450 złotych razy 12 miesięcy i trzeba od tego zapłacić ZUS i robi się z tego okrągła sumka 7 milionów złotych. Tych pieniędzy naprawdę nie ma.
W tym roku jednak pensje pracowników nieznacznie, ale wzrosły. We wrześniu dodano do nich średnio 100 złotych. Negocjacje się zakończyły, ale pracownicy nie są satysfakcjonowani.
Arkadiusz Błaszczyk – szef związku zawodowego lekarzy: Uważamy, że ten dialog, który prowadziliśmy z dyrekcją umarł. A raczej nie odstąpimy od żądania, a raczej pokornej prośby o niewielką, w sumie, podwyżkę. Zważywszy na to, że podwyżek w tym szpitalu od dawna nie było, przynajmniej przez 8 lat.
Pracownicy podkreślają, że po grupowych zwolnieniach mają znacznie więcej pracy, za którą należy im się odpowiednio wysoka płaca.
Andrzej Pufelski: Pan prezes stwierdził, że nie ma pieniędzy. 27 października poinformował nas, że szpital z bieżącej działalności za 9 miesięcy ma 5 milionów strat, z czego 4,5 miliona to są zobowiązania placówki w Dzierżążnie, która ma 4 niedochodowe oddziały. Dodatkowo szpital ma 7 milionów długu w stosunku do kontrahentów, do dostawców i tak dalej. Nie stać go w tym momencie na podwyżki dla pracowników.
„Kondycja finansowa lecznicy jest przyzwoita, utrzymujemy płynność finansową, ale na podwyżki nie ma szans” - informuje prezes.
Wiktor Hajdenrajch – prezes szpitala: Ludzie mają normalnie wynagrodzenia, ludzie mają zapłacony ZUS, wierzyciele nasi otrzymują pieniądze na czas, zawsze otrzymują pieniądze na czas, także tu jest spokojnie. Ale na podwyżki, w tej wysokości, jak proponuje komitet protestacyjny, po prostu nie znajdę w budżecie pieniędzy. Dość powiedzieć, że jest to około 6,5 do 7 milionów złotych rocznie, w zależności jak się na to patrzy. To trzeba gdzieś zarobić najpierw.
Prezes przyznaje, że pracownicy zarabiają za mało, ale na systematyczne podwyżki w tym i nadchodzącym roku nie ma szans. Wierzy jednak, że „rozsądek załogi uchroni szpital przed strajkiem”. Związkowcy również ostrożnie wypowiadają się w kwestii radykalizowania protestu, ale nie ukrywają, że ich cierpliwość się kończy.
Andrzej Pufelski: Pracownicy mają dosyć. Nie pracownicy są od tego, żeby walczyć o kontrakt, o pieniądze. Od tego jest zarząd szpitala, od tego jest właściciel tego szpitala, to znaczy urząd marszałkowski, bo to jest szpital marszałkowski. Myśmy wyczerpali w tej chwili wszystkie możliwości polubownego załatwienia sprawy W tej chwili, zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, następnym krokiem jest pogotowie strajkowe, a w ostateczności strajk.
O formie strajku pracownicy nie chcą jeszcze mówić. Zapewniają jednak, że pacjenci nie ucierpią.
Napisz komentarz
Komentarze